Recenzja Sezonu 1

Normalni ludzie (2020)
Lenny Abrahamson
Hettie Macdonald

Bez fantazji o "żyli długo i szczęśliwie"

"Normalni ludzie" zapraszają do przemyślenia pojęcia bliskości, do wyjścia poza fantazję spod znaku "żyli długo i szczęśliwie". Obok "Easy" Joego Swanberga i "Fleabag" Phoebe Waller-Bridge to
Bez fantazji o "żyli długo i szczęśliwie"
Sally Rooney została uznana za literacką sensację i głos irlandzkich millenialsów jeszcze przed publikacją "Normalnych ludzi". Ta powieść, druga w jej dorobku, zmieniła pisarkę w autorkę globalną, w czym z pewnością pomaga świetna adaptacja książki, zrealizowana przez BBC. Serial przedstawia skomplikowaną, pełną rozstań i powrotów relację dwójki bohaterów, wchodzących w dorosłość w Irlandii na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku: Connella i Marianne. Jak na serial oparty na napisanej dla millenialsów powieści przystało, historia miłosna zostaje w nim wpisana w szczególnie ważne dla tego pokolenia tematy: nierówności społecznych, klasowych tożsamości, równie silnej jak pragnienie miłości potrzeby autonomii i autoekspresji.

Oczywiście, nierówności w melodramacie stanowiły zawsze jedną z kluczowych przeszkód dla utworzenia przez bohaterów pary. W "Normalnych ludziach" nierówności – nie tylko te majątkowe – są jednak nie tyle przeszkodą, co środowiskiem, w którym rozwija się relacja Connella i Marianne, podstawowym czynnikiem określającym biograficzne trajektorie obojga bohaterów i ich związków.

Connell i Marianne pochodzą z różnych klas społecznych. Marianne mieszka z matką i bratem w pięknym, starym domu, właściwie dworze, jedynym takim miejscu w prowincjonalnym, nieciekawym miasteczku Carrickle w hrabstwie Sligo. Matka Connella, Lorraine, sprząta w dworze rodziny Marianne. Kobieta samotnie wychowuje syna, którego urodziła jako nastolatka.


Chłopak i dziewczyna chodzą do tego samego ogólniaka. W przestrzeni szkoły dzielą ich jednak zupełnie inne nierówności niż w dorosłym świecie. Connell jest gwiazdą szkolnej drużyny piłkarskiej, przewodzi paczce przyjaciół, cieszy się powodzeniem u koleżanek. Marianne jest błyskotliwą uczennicą izolowaną, a nawet pogardzaną przez rówieśników. W szkolnej hierarchii popularności zajmuje miejsce na samym dnie. Bohaterowie zaczynają sypiać ze sobą, zawiązuje się między nimi prawdziwa emocjonalna bliskość, a jednocześnie ukrywają swoją relację przed znajomymi ze szkoły. Nie dlatego, że Marianne wstydzi się spotykać z synem swojej sprzątaczki, ale dlatego, że Connell wstydzi przyznać się przed kolegami, że związany jest z kimś postrzeganym przez całą szkołę jako dziwadło. A jednocześnie w bezpośrednich relacjach z Marianne chłopak jest onieśmielony: imponuje mu inteligencja, wiedza, oczytanie dziewczyny, wszystkie kulturowe kapitały, jakie dostała na starcie, rodząc się w takiej, a nie innej rodzinie. Nietrudno zgadnąć, jak musi skończyć się relacja oparta na takiej dynamice.

Bohaterowie spotykają się ponownie w Dublinie, gdzie oboje studiują na prestiżowym Trinity College. Tu karty klasowych przywilejów, jakie dostali przy urodzeniu, zaczynają coraz bardziej się liczyć. Marianne jest gwiazdą kampusu, otoczoną przez popularnych przyjaciół. Connell, choć jest błyskotliwym studentem i zdobywcą prestiżowego stypendium, cały czas ma poczucie, że nie pasuje do społeczności swojej uczelni, ma problemy z nawiązywaniem nowych przyjaźni, zrozumieniem kodów rządzących światem, do którego trafił jako pierwsza osoba w swojej rodzinie.


Wątek pokazujący losy Connella w Dublinie układa się w pełną empatii, gorzką opowieść o cenie edukacyjnego i klasowego awansu – korespondującą z takimi głośnymi ostatnio w Polsce książkami jak "Powrót do Reims" Didiera Eribona. W pełni wybrzmiewa on w jednym z ostatnich odcinków, gdy Connell pod wpływem osobistej tragedii uświadamia sobie, że edukacja na zawsze wyrwała go ze świata, w którym dorastał, oddzieliła od rodziny i większości dawnych przyjaciół, że nie może ani tak naprawdę nie chce wrócić do świata Carrickle'a; a jednocześnie cały czas nie jest w stanie nazwać swojego nowego środowiska domem.

Także młodość Marianne nie jest wyłącznie odcinaniem kuponów od rodzinnego przywileju, między dworem w Irlandii, wielkim mieszkaniem w Dublinie a willą w Toskanii. Dziewczyna dorasta w cieniu przedwcześnie zmarłego ojca. Nieudany, wykolejający się starszy brat ciągle dręczy siostrę psychicznie, matka do córki odnosi się wyłącznie z lodowatą obojętnością. Młoda kobieta jest nie mniej poraniona przez swoją rodzinną historię niż wychowywany przez samotną matkę z klasy ludowej Connell.


Powieść Rooney bywa czasami przegadana, zdarza się jej wpadać w pretensjonalne lub banalne tony, narracja zacina się w niektórych miejscach. W serialu udaje się tego uniknąć. Nawet jeśli dzieje się to kosztem wycięcia kilku interesujących literackich i politycznych kontekstów obecnych w prozie Rooney, to efekt jest znakomity. Telewizyjni "Normalni ludzie" jednocześnie angażują emocje widzów i potrafią zdobyć się na dogłębną psychologiczną i społeczną analizę. Każdy niespełna półgodzinny odcinek jest przemyślaną, zamkniętą dramaturgiczną całością, a wszystkie układają się w skomponowaną z wielką starannością złożoną mozaikę, odsłaniającą całość relacji bohaterów.

Produkcję BBC niosą dwie wybitne role: Daisy Edgar-Jones jako Marianne i Paula Mescala jako Connella. Edgar-Jones przekonująco potrafi pokazać przemianę bohaterki ze szkolnego wyrzutka w gwiazdę studenckiego Dublina. Jej Marianne jest jednocześnie wybitnie inteligentna, asertywna, gotowa podążać wbrew wszystkim za swoimi pragnieniami oraz emocjonalnie krucha, wewnętrznie zraniona – doskonale rozumiemy, dlaczego wikła się w kolejne krzywdzące ją relacje. Mescal tworzy przekonujący portret młodego, aspirującego intelektualisty z klasy ludowej, wyrastającego ponad świat rodzinnego hrabstwa Sligo, ale ciągle czującego się obco w nowej roli społecznej.


Marianne i Connell na przestrzeni całego serialu są ukrywającymi swoją relację kochankami, oficjalną parą, przyjaciółmi (czasem sypiającymi ze sobą). Niezmiennie łączy ich autentyczna, intymna, emocjonalna więź, niezależna od oficjalnego statusu ich relacji. Być może najbardziej bliscy wydają się w scenie, gdy są "tylko przyjaciółmi" i rozmawiają przez Skype’a – pogrążony w depresji Connell w Dublinie, Marianne na stypendium w Szwecji. Dla obu bohaterów równie ważna jak ich relacja jest możliwość życia własnym życiem, realizowania własnego potencjału i aspiracji. Być może, wydaje się sugerować narracja, największa bliskość przejawia się w zgodzie na to, że druga osoba może pójść własną drogą.
 
Obok "Easy" Joego Swanberga i "Fleabag" Phoebe Waller-Bridge "Normalni ludzie" to najciekawszy serial o relacjach millenialsów, jaki ostatnio widziałem. Operujący w innym tonie – melancholijno-tragicznym, nie komicznym – ale mimo wszystko w jakiś sposób optymistyczny. "Normalni ludzie" zapraszają do przemyślenia pojęcia bliskości, do wyjścia poza fantazję spod znaku "żyli długo i szczęśliwie" jako horyzontu myślenia o związkach, który ciągle uparcie trwa w popkulturze, mimo tego, jak bardzo rozchodzi się on z życiem. Jakkolwiek ocenialibyśmy osobiście to wezwanie, ten znakomity serial warto obejrzeć.
1 10
Moja ocena sezonu 1:
8
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones